środa, 16 kwietnia 2008

TUNEZJA cześć 2 - Sousse






















Sousse

Na pierwszy ogień, nieco niefortunnie wybraliśmy zakupowe centrum życia Tunezyjczyków, czyli suk w Sousse. Pierwsze wgłębienie się w ciasne i ciemne zakamarki tego kolorowego i gwarnego targowiska, gdzie każdy Tunezyjczyk handlujący na suku zgadywał naszą narodowość wciągając do swojego sklepu, spowodowało dokładnie odwrotny skutek i czym prędzej chcieliśmy uciec od masowego tłumu. Co ciekawe w pierwszym tygodniu zazwyczaj zgadywano, że jesteśmy z Polski, jednak już pod koniec naszego pobytu wciąż mylili nas z Hiszpanami – myślę, że rozpoznają skąd kto pochodzi głównie po kolorze skóry, dlatego warto opalić się przed przyjazdem, aby upodobnić się do Tunezyjczyków, wtedy będzie można mieć pewność, że na takim targu nie będą torować Wam drogi, aby wciągnąć do swojego sklepiku.

Gdy przedarliśmy się przez pierwsze uliczki straganów dotarliśmy do tej części Medyny, gdzie dopiero mogliśmy podziwiać piękno starego miasta Sousse. Uroki miasta najlepiej odkrywa się w spokoju i ciszy, dlatego wreszcie cieszyliśmy się, że możemy kluczyć wąskimi uliczkami i fotografować ulubione kolorowe drzwi, gdzie każde z nich mogłoby uchodzić za małe dzieło sztuki. Białe domy, niebieskie okiennice, pranie powiewające na wietrze, brudne, niedożywione koty spacerujące smętnie wśród śmieci rzuconych wprost na ulicę oraz same wąskie uliczki pnące się w górę i opadające nagle w dół oraz grube mury otaczające medynę – bardzo pomocne turyście przy odnalezieniu właściwego kierunku – właśnie tak zapamiętaliśmy medynę w Sousse. Podczas swojego dwu tygodniowego pobytu w Tunezji - na suk w Sousse zaglądaliśmy jeszcze kilkakrotnie i patrząc z perspektywy można by było się przyzwyczaić do panującej tam atmosfery, jednak do serca bardziej nam trafił niedzielny targ rolny odbywający się na sąsiadującej z Medyną ulicy, na którym handluje się warzywami, owocami, bydłem oraz miejscowym rękodziełem – bardziej orientalny i zaskakujący sprzedawanymi tam wyrobami, takimi jak jaszczurki, węże, małe żółwiki, zasuszone gekony, różnorodne maści i leki, duszące kadzidła, świeże ryby i owoce morza oraz nasze ulubione różnorodne przyprawy. Czułam się troszkę, jak Amelia i kiedy Marcin zagadywał sprzedawców przypraw o przepisy na tunezyjskie potrawy, ja zanurzałam rękę głęboko w ziarnach – powiem tak – niesamowita przyjemność – warto spróbować!

W Sousse warte zobaczenia jest małe prywatne muzeum Dar Essid mieszczące się w pięknym starym budynku w zacisznym zakątku medyny. Wnętrze obrazuje codzienne życie XIX-wiecznego zamożnego urzędnika i jego rodziny i kryje wiele niespodzianek oraz interesujących szczegółów. Jest też Wielki Meczet i ribat, jednak nie są aż tak dostojne, jak te w Monastyrze. Turyści, którzy nie są wyznawcami islamu, mogą zwiedzać jedynie dziedziniec meczetu i zajrzeć do sal modlitewnych przez bramki, ale jest to i tak o wiele większa powierzchnię do zwiedzenia niż np. meczet Zitouna (meczet Drzewa Oliwkowego) w Tunisie, którego powierzchnię ograniczyli do około 10 metrów kwadratowych.

Czego na pewno zwiedzać w Sousse nie warto to katakumby. Korytarze katakumb podobno rozciągają się na długości 5,5 km. Niestety, dla zwiedzających udostępniono jedynie mały odcinek (100 m) katakumb Dobrego Pasterza. Większość grobów zamurowano, a tylko kilka z nich ma szklaną pokrywę, przez którą można dostrzec ludzkie kości.

Brak komentarzy: